sobota, 31 sierpnia 2013

#Rozdział 3.

 

      Poranne promienie słońca, wpadały do pokoju Izy przez małe okno jej pokoju. Biała,pachnąca pościel otulała jej wiotkie, nastoletnie ciało. Włosy miała potargane, zupełnie przypominały jej myśli. Sama nie wiedziała o czym myśleć i w jaki sposób.  Chciała uciec,ale jeszcze nie wiedziała czy to dobre wyjście. Przecież jak wyjedzie,  problemy i tak zostaną tutaj, 1000 kilometrów od niej.
      Około dziesiątej, zaczęła się przebudzać. Poczuła ciężar na swoim brzuchu,który nagle zaczął ją smyrać,swoim puszystym futerkiem po ciele.
     -Zbyszek! Złaś z mojego brzucha,pacanie.-wymamrotała, bardzo śpiąca.
Kot oczywiście odpowiedział jej wesołym pomrukiem. Posłusznie zgramolił się z jej ciała i położył się obok jej głowy. Robił to zapewne, bardzo umyślnie,ponieważ ciągłym mruczeniem utrudniał jej ponowne zaśnięcie.
     -No dziękuje! Nie mogę spać, już wstaje. Nie mam już do ciebie siły, Ty kochana mendo!-poczochrała czworonoga po grzbiecie,na co ten wyprężył się i niczym sprężynka wyskoczył z łóżka i popędził w stronę kuchni.
Iza chwyciła za wcześniej uszykowane ubrania i popędziła w stronę łazienki,aby się ubrać. Dobrze wiedziała,że na jej drodze na pewno nie stanie jej rodzicielka,która właśnie była w pracy.
Po niecałych trzydziestu minutach, dziewczyna była gotowa. Ubrana , uczesana i umalowana podreptała do kuchni,w której czekał na nią znudzony kot.
     -Masz tego Whiskasa i  nie męcz już.-powiedziała z uśmiechem na twarzy. Sama napiła się soku z czerwonych buraków,którego nienawidziła. Piła go,ponieważ  chciała stosować zalecenia lekarza. Mówił,że to pomoże jej w walce z anemią. Nic więcej nie piła ani nie jadła. Jeść nie mogła,a jeżeli chodzi o picie, to po prostu nie miała ochoty.
     -Tato, wychodzę!-oznajmiła,krzycząc.
     -Kiedy wrócisz?
     -Postaram się wrócić na noc,ale w sumie nie mam po co.-powiedziała cynicznie.
     -Iza, błagam Cię.
     -No co?-zaśmiała się sarkastycznie i wyszła z domu.
Oczywiście, poszła do swojego ulubionego miejsca w mieście, jakim było boisko Rakowa. Zawsze było otwarte  dla młodzieży,która chciała sobie tam pokopać piłkę lub poleżeć na murawie.
Wiedziała,że spotka tam swoich przyjaciół ,za którymi tęskniła.
     -Ej, Izaa! Izaa! Czekaj!-odwróciła się instynktownie za siebie i ujrzała swoje ,światełko w tunelu''.
     -Kuba? Co się  stało?-zapytała.
     -Jedziemy.-rzekł krótko.
     -Jak to?
     -Jedziemy do Dortmundu.-powiedział wesoły.
     -Ale muszę zabrać kota...-oznajmiła z przerażonymi oczami.
     -Spokojnie, chodź. Pójdziemy do Ciebie, zabierzesz co tam chcesz i jedziemy!
     -Okej.-uśmiechnęła się.
Błaszczykowski zaprosił Izę do samochodu i razem odjechali spod boiska,na którym dziewczyna zamierzała się zrelaksować.
      -Wiesz Kuba, zależy mi na ojcu i...-nie dokończyła.
      -Coś wymyślimy, rozumiem.-uśmiechnął się pocieszająco.-Zobaczysz, w Dortmundzie będzie cudownie!
      -Mam nadzieję...w sumie wszystko mi jedno.
      -Jak to?!-zapytał.
      -Przecież i tak jestem skończona. Widziałeś moją rękę?
      -Tak.
      -Nadaję się tylko do zakładu psychiatrycznego...
      -Przestań! To,że sobie nie radzisz, nie oznacza,że jesteś na pozycji przegranej! Pomogę Ci, uwierz,że powoli Twoje życie trafi na właściwe tory.-kiedy skończył swoją wypowiedź, oboje usłyszeli sygnał dochodzący z telefonu Izy. Informował o przyjściu smsa. Dziewczyna przeprosiła swojego towarzysza i przeczytała wiadomość.

P-,,nie będę się odzywać przez jakiś czas. jaki ? nie wiem. tydzień, cztery, trzy dni, a może tylko jeden dzień. postaram się napisać do Ciebie jak najszybciej...wybacz...''
Wiadomość trochę ją zmartwiła, dlatego szybko na nią odpisała.
I-,,Ok, dziękuje za informację,bo...martwiłabym się .''- .
P-,,nie potrzebnie...'' -przeczytała po czym, w jej oczach stanęły łzy. Wiedziała,że Patrycja jest jej największym skarbem. Mimo wszystko,będzie się o nią martwić i przeżywać razem z  nią.
   -Więc, mam kota.-odezwała się, chcą jak najszybciej zmienić myśli.-Ma  na imię Zbyszek i kocha kurczaka.-wymusiła uśmiech.
   -Naprawdę?-zmrużył oczy.-Zapewne będzie ciekawie.-mruknął wesoło po czym zmienił bieg.
Po niecałym kwadransie zajechali na miejsce. Przejazd zajął im więcej czasu niż przypuszczali,ale to przez ciągłe korki. Iza zaprosiła Kubę do mieszkania, w którym jak zawsze panował nieskazitelny porządek. Dziewczyna czuła,że jej matka bardziej troszczy się o czystość mieszkania niż o własną córkę.
   -Ok,tam jest kot,którego spakujemy do tej klatki transportowej...o jest ta moja torba! Więc pakujemy.-widocznie była zestresowana całym wydarzeniem.
   -Spokojnie, damy radę.-uspokajał ją,lecz po kwadransie wmawiania jej,że będzie dobrze....odpuścił.-Może Ty się pakuj,a ja pogadam z Twoim ojcem?-zapytał.
   -Jak chcesz. Jest w salonie,albo śpi.-oznajmiła, grzebiąc w szafkach.
Godzinę później, oboje spotkali się na korytarzu. Kuba miał serdeczny uśmiech na ustach, Iza zaś czuła  zdenerwowanie.
   -Załatwiłem kilka spraw z Twoim ojcem.-powiedział.-Będzie Cię krył przed matką.
  -Naprawdę?
  -Tak!

  -Jesteś kochany, Kuba!-przytuliła go z całej siły.-Jakby co, możesz już znosić na dół te walizki. Ja wezmę kota,ale teraz idę pożegnać się z tatą.-oznajmiła i poszła. Kuba również to uczynił,lecz ten podążył w inną stronę.
       Przy pożegnaniu z tatą, Izie poleciała łza. Jedna, gorzka łza. Zupełnie jak ona-samotna, z pewnym końcem. Jak najszybciej starała się wybiec z bloku.Zupełnie jakby ktoś ją gonił. Goniły ją problemy,które ona skutecznie zamknęła w schodowej klatce, na jakiś czas.
    -Jestem.-nerwowo otworzyła drzwi auta.
    -Jak widzę kot również.-zachichotał.
    -Tak.-uśmiechnęła się.-Jedziemy?
    -Ruszamy.
Jechali już niezłe kilka godzin,kiedy do głowy Izy strzelił dziwaczny pomysł. A mianowicie, wypuczenie kota z klatki. Okazało się,że  Zbyszek uwielbia samochody,a szczególnie ich tynie kanapy. Czworonóg uwalił się na siedzeniu i poszedł spać.
    -Chcesz coś zjeść?-zapytał roześmiany piłkarz.
   -Dzięki,ale nie. Mam tylko pytanie...gdzie ja właściwie będę grać? W jakiejś Borussi dla kobiet?
   -Y no widzisz, nie dosłownie o taką grę mi chodziło...
  -Co masz na myśli?
  -Chodzi o to,że masz grać w reklamach i reklamować przy tym nasz Fan Shop.
  -Cooo?!

środa, 14 sierpnia 2013

#2 Rozdział.





           Za tydzień koniec roku szkolnego. Pogoda, jak to bywa w czerwcu, była cudowna.  Słońce rozgrzewało częstochowian swoimi gorącymi promykami. Parki wypełniały się wagarowiczami,którym już nie chciało pojawiać się w szkole. Całe miasto tętniło życiem.
        A Iza? Iza jak zawsze maszerowała pod dom Brzozowskich, ponieważ właśnie tam mieszkał jej przyjaciel. Chciała z nim porozmawiać o wczorajszym incydencie.
Podeszła pod furtkę i zadzwoniła domofonem. Odezwała się pani Ela,matka Kacpra.
       -O co chodzi?
       -Dzień doby,z tej strony Izabela, jest Kacper w domu?-zapytała.
       -Wyszedł z dwoma Mateuszami. Musisz pędzić w stronę tego parku obok Jasnej Góry. Powinni tam być.-wyjaśniła.
       -Och, dziękuje.-westchnęła.-Do widzenia!-krzyknęła na odchodne i poszła w wyznaczone przez panią Brzozowską  miejsce. Podczas drogi nuciła sobie ulubione smętne piosenki. Kochała spokój i w pewnym sensie przyzwyczaiła się do samotności. Zaczynała ją kochać. Dotarła po dziesięciu minutach. Faktycznie, na ławce w parku rozpoznała trzy znajome sylwetki.  Podbiegła do nich.
       -No siemka, ciotki!-zawołała radośnie.
       -O, jesteś.-uśmiechnął się szeroko brunet,czyli Laska.-Miło Cię widzieć...taką...
       -Uśmiechniętą.-dokończył Mateusz.
       -Siemka,Izul.-krzyknął Kacper. Widać,że nie był trzeźwy.
       -A jemu co ?-zapytała zdezorientowana.-Piliście coś?
       -Piliśmy, owszem.-zaśmiał się Mateusz.-I paliliśmy. Męskie popołudnie, sama rozumiesz.
       -W takim razie się zmywam. Myślałam,że pogadamy...-rzekła.-Do jutra.
       -Uciekasz...? No weź!-słyszała odchodząc.
Zrobiło  się jej przykro,ale rozumiała,że nie jest pępkiem świata i każdy ma swoje życie. Postanowiła wrócić do domu i tak oczekiwać na telefon od WYBAWCY. W drodze powrotnej zastanawiała się nad swoją rodzicielką. Domyślała się,że ma kochanka, ponieważ wiele na to wskazywało. Jej opóźnione powroty do domu lub ogólny ich brak.  To był dla Izy cios poniżej pasa,chociaż wszystko było jej jedno. Przestała w to ingerować, bo...przestała w to wszystko wierzyć.
     W końcu, przekroczyła próg mieszkania. Było tak dziwnie spokojnie...wyczuć można było,że to zwykła cisza przed burzą. Ku jej zdziwieniu w domu obecna była jej rodzicielka. Cóż, jak zwykle próbowała ją zignorować,lecz tym razem jej na to nie pozwolono.
     -Czemu zachowujesz się jakbyś mnie nie znała?-warknęła.
     -Nie chce psuć sobie nerwów.-odrzekła spokojnie.
     -Dziewczyno Ty jesteś psychiczna! Powinnaś się leczyć! Chora...-zaczęła z niej drwić, a w oczach Izy zaczęły zbierać się gorzkie, przepełnione żalem łzy.-Czego oczekujesz?  Miłości? Nie bądź śmieszna, nie zasługujesz na nią!
     -W takim razie będzie lepiej gdy skocze z mostu?-spytała niemalże dławiąc się łzami.
     -Skacz! Tyle krwi już napsułaś!  Wypierdalaj!-wrzasnęła,a Iza z całych nerwów pobiegła do swojego pokoju. Z szuflady wyciągnęła żyletkę i po prostu wybiegła z nią z domu. Biegła schodami do piwnicy. Miała pewność,że tam da radę odreagować. Usiadła na zimnym betonie i...bezlitośnie się zraniła. Ale nie raz. Zaczęło jej się coś dziać w głowie i z tej całej wściekłości zaczęła robić rany bardzo energicznie na całej ręce. Nie liczyła ich. W pewnym momencie się przestraszyła,przecież nie chciała umierać. Przestała. Wyrzuciła ostrze,a sama zatamowała krew swoją bluzą. Chusteczkami i wodą mineralną,którą miała w torbie, obmyła rany i zaschniętą krew. Po kilku minutach wstała kołysząc się na nogach. Było jej niedobrze. Nie jadła od wczoraj, a na dodatek ubytek krwi... to wszystko źle na nią działało. Iza poszła do sklepu i kupiła bandaż.Rany zasłaniała bluzą,którą sprytnie przewiesiła przez rękę.
W miejscu,w którym się okaleczyła opatrzyła ów rany bandażem.  Teraz mogła siedzieć spokojnie...Ach, napawała się dzikim spokojem ducha. Ach, napawała się błogości. Ach, napawała się bólem. Postanowiła napisać do Patrycji .

,,Chyba jestem chora. Pokłóciłam się dzisiaj z matką , powiedziała mi,że jestem psychiczna i powinnam iść do psychiatry. Wpadłam w szał i się pocięłam. Wróciłam do nich i zapytałam czy będzie lepiej jak skocze z mostu , ona powiedziała ''skacz! Tyle krwi już napsułaś! wypierdalaj!'' Poszłam... Nie miałam odwagi.  Kim jestem ? Nie wiem. Może jestem chora. Potrzebuje pomocy. Nie wiem co się stało z tamtą Izą...z Izą sprzed kilkunastu miesięcy. Nie ma mnie.''

Otrzymała odpowiedź.

,,gdy to przeczytałam coś we mnie pękło. co ? nie wiem . przez dłuższy okres czasu starałam się zrozumieć postępowanie Twojej matki, jej podejście do Cb. sama starałam się ją jakoś usprawiedliwiać, do teraz. nie jestem w stanie pojąć tego co powiedziała. twierdzi że jesteś psychiczna ? ona NIE MA PRAWA tak Cię traktować. powinna Cię wspierać, pomagać Ci, a nie Cie tak traktować. nie jesteś chora, bo to nie jest choroba. sama mówiłaś że to nałóg. tak. nałóg. nałóg od którego bardzo ciężko uciec. jesteś zagubiona. zagubiona tak jak ja. wiem co czujesz, przynajmniej tak mi się wydaje. ' Nie wiem co się stało z tamtą Izą...z Izą sprzed kilkunastu miesięcy. ' co się stało ? jesteś dziewczyną która już tyle doświadczyła w swoim życiu, że inni nie dali by rady. nie umiesz się cieszyć. jak możesz się cieszyć skoro każdego dnia tyle doświadczasz ? ból, cierpienie, strach. to przerasta każdego, ciebie, mnie i innych. martwię się o Ciebie. każdego dnia staram się coś wymyślić aby ci pomóc, ale nie umiem. nie wiem jak. to jest dla mnie coś dziwnego. w rzeczywistości cię nie znam, a rozumiem cię jak nikogo innego. ty mnie rozumiesz. tak naprawdę dzięki tobie stąpam po tej ziemi. wczoraj...wczoraj..już dziś mogło mnie nie być. byłam sama. nie wiem co się ze mną stało. poszłam do łazienki. wzięłam prysznic. spojrzałam w lustro i patrzyłam w to odbicie. moje odbicie. dotarło do mnie że nie wiem kim jestem . nikim. jestem pusta od wewnątrz. obojętność na to czy się tnę czy nie. wzięłam żyletkę. usiadłam na podłodze opierając się o wannę, płakałam i się cięłam. ale nie tak jak zawsze. ''

Iza zaczęła rzewnie płakać. Ta wiadomość nią wstrząsnęła,wzruszyła...po prostu... to takie niezrozumiałe.


Odpisała Patrycji.


,,
Ale ja czuje,że jestem chora...obsesyjnie. mam pociętą całą rękę. obandażowaną... chcę iść do lekarza, chce walczyć o siebie. Przecież widzę jak się staczam. Jak nie mogę już psychicznie...i wtedy właśnie idę do łazienki i tnę...ale to ...jakby pomagało . ale później dociera do mnie że się niszczę. I wtedy zasypiam z bezsilności i budzę się z pomysłem samobójstwa. Wiesz jak to jest? Ale chce żyć i się odbudować...na prawdę...
Patrycja...ja cię proszę, nie możesz nic sobie zrobić. Nie możesz! Co ja bez Ciebie zrobię?Tak naprawdę mam tylko Ciebie i Kacpra. Ciebie nie znam osobiście, ale jesteś mi bliska... jeżeli coś by Ci się stało...nie wiem. Wtedy musiałabym się leczyć w zakładzie . Ty mi pomagasz. Dzięki Tobie zaczynam rozumieć pewne fakty. m.in. jak bardzo ważna jest rodzina. ''
I w momencie wysłania tejże wiadomości do Izy zaczął dzwonić telefon. Oczywiście, szybko go odebrała.
      -Halo?
      -Hej, z tej strony Kuba.-usłyszała przyjazny głos.-Kuba Błaszczykowski.
      -Hej, zorientowałam się.
      -To świetnie, więc co powiesz na ten nasz trening? Dzisiaj. Na boisku Rakowa?
      -Nie ma sprawy, a o której godzinie?
      -O 15, młoda.-powiedział.-Jakaś smutna jesteś, co się stało?
      -Wolę o tym nie gadać.-mruknęła.
      -I tak się dowiem! Dobra to do zobaczenia,Izaa!
      -Pa!-Błaszczykowski się rozłączył,a ona? Ona zaczęła bić się z myślami...co jeżeli Kuba zobaczy rany na jej ręce?  -Trudno.-podpowiadała jej podświadomość. Westchnęła ciężko i poczłapała do swojego mieszkania po czystą bluzę i strój treningowy. Wyszła bez szwanku, bo ani ojciec, ani matka nie włączali się z nią w dyskusję. W wolnej chwili sprawdziła odpowiedź Patrycji.

P-,,dlatego jesteś silna. chcesz walczyć. chcesz z tym skończyć. a ja ? nie. nie chcę.  I wtedy zasypiam z bezsilności i budzę się z pomysłem samobójstwa. Wiesz jak to jest? wiem. wiem jak to jest. żyletka jest niczym mój przyjaciel, jest zawsze. .. jestem na dnie.. spadłam.. nie ma wyjścia...więc ? to mój koniec...może nie taki jaki być powinien..ale koniec...''
I-,,Wszystko co napisałaś jest pieprzoną prawdą! Tylko,że ja nie potrafię ze sobą skończyć. Jestem tchórzem. pieprzonym tchórzem. Zaczynam bać się ludzi...i ogólnie boję się odzywać. Czasami mam ochotę odciąć sobie język,aby nie musieć odpowiadać na te durne pytania. Ale w sumie jestem jak kropla wody...czy ktoś zauważy jej brak w tym zbiorniku wodnym ? nie sądzę. przecież jestem problemem. jednym wielkim kłopotem.''

I-,,Nie wiem czy zauważyłaś ale tworzymy teraz pewną salę samobójców. to dziwne''
P-,,własną salę samobójców. tak. teraz pytanie jak skończymy ? tak jak w filmie ? nie zauważymy ile tracimy i skończymy ze sobą ? może..tak..nie..cholera nie wiem ! gdy jestem blisko końca ..tchórzę.. ale teraz tak sobie myślę, że cierpienie jest lepsze od śmierci.
 ' nic nie musisz! Boli cię rzeczywistość, bo jesteś wrażliwa. Tak jak ja, ja też jestem wrażliwa. Bardzo. . Jesteśmy dziwni, odstajemy od normy. ... jesteś inna. To jest skarb. Wiesz, wszystko co odstaje od normy, wszystko, jest zagrożone...' obie jesteśmy inne, inne na swój sposób...''
I-,,dokładnie. ogólnie przestaje rozumieć samą siebie...nie rozumiem.to wszystko jest beznadziejne. przecież ja jestem do niczego.''
P-,,nie jestem w stanie pojąć dlaczego tacy ludzie,tacy jak Ty muszą tak bardzo cierpieć ?
I-,,Ja chcę walczyć,bo wydaje mi się...że trzeba walczyć o ...siebie? ''

I-,,Kurcze,przepraszam,ale muszę kończyć.
wybacz mi.
za to wszystko...

P-,,
nie przepraszaj, rozumiem. to ty wybacz mi...przepraszam...za to kim jestem.''
Iza pogrążona w rozmowie ze swoim  Aniołem Stróżem, nawet nie spostrzegła, kiedy znalazła się na stadionie Rakowa. Szybko pobiegła do szatni,w której oczywiście nikogo nie było. Przebrała się, założyła korki. Jednak założyła bluzę. Nie chciała....nie chciała,aby Kuba wiedział kim ona jest.
Po chwili była już na murawie.
      -Izka!-usłyszała krzyk, po czym instynktownie się odwróciła.
      -Och, cześć Kubuś.-wymusiła uśmiech,choć naprawdę cieszyła się,że go widzi.
      -No witaj.-podał jej wodę.-Umiesz jakieś triki? Takie spektakularne wyczyny z piłka?
      -Proste.-mruknęła i zaczęła pokazywać mu wszystko to co potrafi.Po dziesięciu minutach westchnęła.-Umiem jeszcze Elastico ale to nie jest spektakularne.-zachichotała.
      -Aha?-zaśmiał się.-Myślałem,że pokażesz mi...hmm że będziesz tylko podbijać,a nie Xovery,Neck Stale...
      -Zapomniałeś o Crossoverze.-uśmiechnęła się.
      -No, jestem pod wrażeniem.-uśmiechnął się.-A teraz mi powiedz co zrobiłaś sobie w rękę.-zmrużył oczy.-Widać bandaż.
      -Cholera!-zaklęła w duchu.
      -Mów.-ponaglił ją, przyjaznym,miłym głosem.
      -Jeju...-westchnęła i wszystko mu wytłumaczyła. Wszystko.-Już? Zadowolony?
     -Nie.-mruknął zdziwiony.-Muszę Ci jakoś pomóc...


*--------------------------------------------------------
Okej, na początek wytłumaczę wam nazwy trików.
Xover - wyskakujesz, krzyżujesz nogi i podbijasz piłkę tą nogą która jest z tyłu.
Neck Stall-trzymanie piłki na karku.
Crossover -wyskakujesz, przekładasz jedną nogę nad piłkę a drugą podbijasz piłkę.
Elastico nie umiem wytłumaczyć,musiałabym pokazać .;/ no zmiana kierunku turlania się piłki. coś takiego.

No więc, wypłakałam przy tym rozdziale dużo łez...Musiałam przypominać sobie te wszystkie przykre słowa...czyny... boże!
Ach, przepraszam Pyska, za te wszystkie wiadomości tutaj wstawione, wiem,że są zbyt prywatne,ale musiałam....musiałam....
 Liczę,że się podoba. 
Proszę o komentarze!
10?  :)
Pozdrawiam!

niedziela, 11 sierpnia 2013

#1 Rozdział.



    Ostatni rok liceum... Dla Izy oznaczał pierwszą granicę,którą chce jak najszybciej pokonać i iść dalej. Według motta,które wyznaje, Ci którzy zatrzymają się w wyścigu zwanym życiem,umierają.
,,Życie to bieg,kto nie biegnie umiera.''
     Kiedyś wszystko było proste,lekkie i bezproblemowe. Codziennie chodzą jej po głowie beztroskie czasy podstawówki,kiedy o nic nie musiała się martwić,a szczególnie o leki dla chorego taty.
     -Proszę bardzo, kupiłam Ci tabletki.-położyła przed nim reklamówkę z lekarstwami.
     -Iza!-westchnął zirytowany.-Mówiłem Ci coś,prawda?
     -Przecież nie będę się przyglądać jak cierpisz.-wysyczała.
     -Skąd wzięłaś na to pieniądze?!
     -Za dużo wymagasz ode mnie, ojciec.-prychnęła zirytowana niewdzięcznością taty.
     -To Ty wymagasz za dużo od samej siebie. Dałbym radę sam,ale Ty oczywiście musisz się wtrącać!-krzyknął,lecz zaraz tego pożałował.-Przepraszam...
     -Przestań. Daruj sobie tą uprzejmość i to Wasze ,,przepraszam''.-warknęła.-Możesz się wkurzać,piszczeć i nie wiadomo co jeszcze...jesteś moim ojcem i nie będę biernie patrzeć jak się wypalasz!-krzyknęła zdenerwowana.Zamilkł.
     -Co będziesz dzisiaj robiła, jest sobota.-po chwili przerwał głuchą ciszę.
     -Jest turniej, zapomniałeś?
     -Ach, faktycznie! Wyleciało mi z głowy. Trzymam za Ciebie kciuki,córko.-uśmiechnął się pocieszająco.
     -Dzięki.-odrzekła.-Adrian miał przyjść, nie wiesz czy jest u siebie w mieszkaniu?
     -Oj, dzisiaj dostał zlecenie i musiał jechać z zamówieniem do Wrocławia.
     -Aha...-westchnęła smutno. Miała nadzieję,że na ważnym wydarzeniu w jej życiu zobaczy chociaż swojego jedynego brata. No cóż. -Dobra wychodzę.-oznajmiła, chwytając za torbę treningową.
     -Wierzę,że wygracie.-usłyszała na koniec konwersacji.
Już miała wychodzić,kiedy w drzwiach mieszkania pojawiła się rodzicielka Izabeli. Dziewczyna popatrzyła na nią z pogardą i chciała ją ominąć,lecz kobieta jej to uniemożliwiła.
     -Gdzie znowu idziesz?!
     -No na mecz.-prychnęłam.-Zapomniałaś...
     -Nie będę zatrącać sobie głowy Twoimi durnymi meczami! W domu byś coś zrobiła, za jakąś pracę...
     -Kończę szkołę,daj mi żyć.-warknęła.
     -I tak pewnie matury nie zdasz...-powiedziała drwiąco.-Co ty sobą reprezentujesz?
     -Na pewno więcej niż Ty!-wykrzyczała i po niedługiej chwili otrzymała siarczyste uderzenie w policzek.
      -Jeszcze raz...cholero jasna! Jeszcze raz się tak do mnie odezwiesz to wylecisz na zbity pysk!
      -Śmieszna jesteś! Zastanawiam się jakbyś się poczuła gdybym nagle przestała istnieć...
      -...
      -Milczysz!? Ach, czyli pewnie balast by spadł?! OK, może już niedługo nie będziesz musiała mnie widywać.

    Z domu wybiegła bardzo szybko. Miała łzy w oczach, ponieważ jak zwykle była poniżana
. Postanowiła zadzwonić po Kacpra,aby się pośpieszył. Nie chciała iść sama....
    -Siema, kiepie.-wrzasnęła do telefonu,a na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech.
    -Siema,cioto.-odgryzł się chichocząc.-Jestem już pod żabką.-oznajmił.
    -Och, to dobrze,bo miałam już cię pośpieszać.
    -Tak myślałem.-usłyszała jego śmiech.
    -To na razie!
    -Pa.-rozłączył się, a dziewczyna postanowiła napisać sms'a do Patrycji. Wiedziała,że zawsze może liczyć na słowa otuchy i zrozumienie.  Może liczyć na pomoc z jej strony.

,,Dzień zapowiadał się dobrze. był dobry. ale oczywiście musiała wkroczyć mamuśka.miałam ochotę ją udusić... a może siebie? nie wiem''-wysłała.
 
    Kroczyła drogą, na której miała się spotkać z przyjacielem. Nie uszła daleko,ponieważ po kilkudziesięciu metrach dostrzegła jego sylwetkę.
    -Hej!-krzyknęła i zaczęła iść szybciej.
    -No siema!-uśmiechnął się do niej.-Będzie Mateusz i Laska na meczu.
    -Bosko.-wyszczerzyła się.-A Tuśka?
    -Marta nie mogła, jest w pracy. Nie ma wolnych weekendów.

    -Faktycznie.-rzekła.-Za tydzień wyniki matur.-szepnęła.
    -Już nie mogę się doczekać!
    -Co jeśli nie zdam?
    -Ej, Izunia,przecież niedawno byłaś optymistycznie do tego nastawiona. Co jest?
    -Matka.-warknęła.
    -Wiedziałem.-burknął.-Nie martw się. Niedługo wakacje i uciekniesz.
    -Mam nadzieję.-usłyszała dźwięk dochodzącego sms'a. Szybko sprawdziła wiadomość.


,,Iza, co się stało ? proszę, nie zrób tylko czegoś głupiego...błagam'' -przeczytała.

,,Wiesz co? nigdy nie zrobię sobie krzywdy przez rodzinę. NIGDY! Kocham ojca, kocham brata, kocham mamę...ale oni? oni nawet mnie nie dostrzegają. krzyczą, wyzywają, znęcają się. Mam już centralnie dosyć. Chciałabym uciec,ale nie wiem jak mam stąd wyjść. To wszystko zaczyna mnie już...nie obchodzić? tak mam na nich wyje*ane. Nie płakałam dzisiaj.. nie dość ,że mnie skrzyczała, zwyzywała to jeszcze uderzyła. Każdy chciałby mieć taką matkę,prawda? może niedługo dowiem się,że jestem adoptowana ?! Jestem naprawdę wkurzona! ''-Wysłała Patrycji obszerną odpowiedź, po czym wróciła do rozmowy z Kacprem.
   -Z kim piszesz?-zapytał.
   -Z Aniołem Stróżem.-uśmiechnęła się.-O cholera! Chodźmy szybciej,bo zostało mi dwadzieścia minut.-Pobiegli pod Halę Polonię.


Tuż przed wejściem do szatni, Iza otrzymała jeszcze jedną wiadomość,którą chętnie przeczytała.

,,nie wiem...po prostu nie wiem co napisać. staram się postawić w Twojej sytuacji, ale wiem że to niemożliwe. zdaję sobie sprawę jak mu Ci być ciężko. ale nie myśl o tym. rodziny się nie wybiera , niestety. wiem że sobie z tym poradzisz . jesteś silna, tak ? pewnie ze tak! wiem ze to trudne ale głowa do góry.'' -i od razu uśmiech pojawił się na twarzy panny  Terakowskiej. Lekki ,nieznaczny,ale szczery.


   Przed rozgrywką trener Gola Częstochowy, powiedział dziewczynom,że będą miały szanse pokopać piłkę z gwiazdą imprezy.-Kubą Błaszczykowskim! Izie od razu humor poprawił się o 180 stopni. To spełnienie marzeń...choć miała już z nim kilka razy do czynienia.
   Jak przeczuwało większość kibiców, drużyna w której grała Izabela, wygrała turniej. Nie dało się ukryć, dziewczyny z  Gola były bardzo dobre. Terakowska z numerem 16, strzeliła 3 bramki podczas meczu ze Stalą,czyli meczu o pierwsze miejsce. Była bardzo szczęśliwa! Widząc radość kibiców swoich barw...serce rosło.
    -Gratuluję.-trener uścisnął jej dłoń.-Poczekaj na korytarzu.-szepnął tak,aby inne dziewczyny tego nie usłyszały.
    -Jeju...-mruknęła.-Chce iść do swojego idola po autograf!-niecierpliwiła się.
    -Zaraz...
Jak kazał trener,tak zrobiła Izabela. Stanęła pod ścianą i zastanawiała się o co chodzi.  Nie wiele później podeszło do niej dwóch mężczyzn.-Trener i...Błaszczykowski we własnej osobie.
     -Kuba.-podał jej dłoń i uśmiechnął się pogodnie.
     -Iza.-odwzajemniła gest.-Miło poznać, wiesz Kuba...nigdy wcześniej Cię nie widziałam,więc dobrze,że zdradziłeś swoje imię.-zaśmiała się,a wraz z nią obaj mężczyźni.
    -Nie dość,że dobrze gra w piłkę to jeszcze zabawna!-powiedział Błaszczu.
    -Chyba irytująca.-poprawił trener Gola.
    -Oj tam.-mruknęła dziewczyna.-Dowiem się o co chodzi?
    -Chciałbym jutro odbyć z Tobą indywidualny trening,aby sprawdzić czy się nadajesz.-oznajmił piłkarz.
    -OK,ale nadaje do czego ?-zmrużyła oczy.
    -Do grania.-uśmiechnął się.
    -OK,ale gdzie?
    -W Dortmundzie.
    -OK,ale...
    -Ej czy ja Cię gdzieś wcześniej nie widziałem? -zapytał nagle.
    -Zapewne tak.-zarumieniła się.-Podarłam Ci koszulkę przed Piłkarską Gwiazdką.
    -Aaaa to Ty!- zaśmiał się.-Jak mogłem Cię nie poznać...
    -Mhm i myłam Ci samochód.
    -Jaki ten świat jest mały.-westchnął.-A dlaczego grasz z 16?
    -Dzień urodzin.-oznajmiła.-A poza tym....podpiszesz mi koszulkę?
    -Jasne,młoda.-wyszczerzył się i złożył swój podpis na koszulce Borussi Dortmund.-Mam od Twojego trenera numer Twojego telefonu,więc ...będziemy w kontakcie!-powiedział odchodząc.-Do zobaczenia, Izuś.
    -Trenerze!-spojrzała groźnie na szkoleniowca.
Chwilę później odpuściła...bo właśnie czuła jakby świat zaczynał się dla niej od nowa.

------------------------------------------------
-Niektóre zdania i fragmenty, napisała Pyska w prywatnych wiadomościach-
 Pozdrawiam ;*

piątek, 9 sierpnia 2013

Prolog.

         
        ''Prawdziwa przyjaźń przez internet kto by pomyślał,prawda?
        Historia dwóch dziewczyn,które straciły gdzieś sens życia. Przez wszystkie nieprzyjemne niespodzianki losu,pragną końca seansu. Jest w nich jednak cień nadziei,który wykorzystają.''


        Kolejny stracony dzień. Kolejny dzień,który przyniósł jedynie ból i łzy. Poczucie beznadziei,sprawiło,że żadna z nich nie potrafi spokojnie oddychać.
Poczucie osamotnienia i beznadziei...
Depresja. Bezsenność. Smutek.
Zapominasz czym jest ból. 
Przyzwyczajenie.
Nadchodzą wieczory,których nie potrafisz ogarnąć. 
Siedzisz pod ścianą i płaczesz. 
Chwytasz za żyletkę i karzesz się za wszystkie porażki,prawda?
Uspokaja Cię widok własnej krwi. 
Tkwisz w nałogu. Nie potrafisz ruszyć z miejsca.
Życie Cię depcze, jak człowiek niedopałek papierosa.
A Ty nie umiesz...nie umiesz się podnieść.

Pieprzona bezsilność...

     Iza, postanawia napisać do Patrycji.
...Jesteśmy zbyt wrażliwe na życie w tym środowisku. Mam głupie wrażenie,że tu nie pasuje.''
    Niedługo później otrzymała odpowiedź.

~To dziwne uczucie gdy czujesz że nie pasujesz. ze jesteś inna. może to inni są inni. nie wiem, ale jednak to ja czuję się inna, ale nie pozytywnie, lecz negatywnie. Rozumiesz mnie. ktoś kto jest szczęśliwy nie zrozumie mnie.



                 Nastał ranek,czyli czas wstawać do szkoły. Iza leniwie dość podniosła się z łóżka. Poczłapała do kuchni,aby napić się wody. Ma trudności z jedzeniem,więc pewnie ominęła lodówkę. Ubrała się i niedługo później była już gotowa do wyjścia. Postanowiła jeszcze,pożegnać się z ojcem.
                -Mamy nie ma?-zapytała.
                -Wyszła.-mruknął obojętnie.-Tak, wiem ,że dzisiaj miała pracować na drugą zmianę...-widocznie był zirytowany.
                -Nie martw się tato.-szepnęła cicho.
                -Och, Iza... gdyby to było takie proste.-uśmiecha się smutno,a dziewczyna dostrzega,że skończyły się leki dla niego.
                -Tato, nie masz już lekarstw?
                -Niestety nie, a pieniędzy również nie ma...-przełknął ślinę.-Iza! Tylko się w to nie mieszaj, zrozumiano?
                 -Okej...-westchnęła i ukradkiem zabrała receptę spisaną przez doktora.-Idę do szkoły. Nie wiem kiedy wrócę.
                 Już w drodze do szkoły zaczęła kombinować skąd ma wziąć pieniądze na lekarstwa. Wiedziała,że jedyną opcją jest drobna pożyczka u swojego przyjaciela. Nie wiedziała jednak czy on udzieli jej pomocy.

                  -Co tak wcześnie dzisiaj,mała?-zaszedł ją od tyłu i od razu przytulił.
                  -Och, Kacper!-ucieszyła się na jego widok.-Tak po prostu.
                  -Jadłaś coś dzisiaj?-pyta podejrzliwie.
                  -eee...nie.
                  -Iza!
                  -Przecież wiesz,że nie mogę jeść...
                  -To idź z tym do jakiegoś lekarza.-zaproponował.
                  -Kacper, błagam nie zaczynaj od samego rana.
                  -No dobra, mów co tam w domu...-jego mina zrzedła.
                  -Okej, więc...potrzebuje kasy na leki ojca i już postanowiłam,że wyjeżdżam.-oczywiście trzymała emocje na wozy. Chciało jej się płakać.
                  -Gdzie?!-prawie krzyknął.
                  -Do mojego nieba.-Acha, przypomniał mu się napis na jej ścianie ,,Dortmund moje własne NIEBO <3 ''
                  -Oj, Iza,Iza,Iza...-westchnął.-Tam będzie Ci lepiej , prawda?
                 -Tak.Wszędzie będzie mi lepiej niż w domu.-stwierdziła.
                 -Och, ile kasy potrzebujesz na leki?-wyjął portfel.
                 -200zł.-mruknęła.-Oddam Ci wszystko...
                 -Iza przestań, wiesz że mamy inną sytuacje w domu, tak?
                 -Tak...
                 -Dostałem stypendium,które Ci oddam. Będziesz miała kasę w Dortmundzie.
                 -Kacper...
                 -Nie dziękuj,ale obiecaj,że mnie zaprosisz do siebie .-uśmiechnął się.
                 -Jasne.-zachichotała.-Muszę iść, bo za 5 minut zaczynają się lekcje. Pa.-pocałowała go w policzek i popędziła do gmachu liceum.

                Korzystając ze szkolnego Wi-Fi, wysłała wiadomość Patrycji następującej treści:
   ~Uciekam. Nie wiem gdzie będę mieszkać,ale uciekam!
   ~Nie wiem co mam powiedzieć. W sumie się cieszę...nigdy nie zrozumiem Twojej matki...-
odpowiedziała, po czym Iza zmuszona była schować telefon.
 Jakby świat zaczynał się dla niej od nowa...

___________________________________________________________

Witam wszystkich z nowym opowiadaniem. I choć ten prolog jest przygnębiający to postaram się,aby ta historia była weselsza :)

-nie które zdania są napisane przez  Pyska w prywatnych wiadomościach.-

Pozdrawiam. :)

Obserwatorzy